
Jeżeli jesteś z Warszawy i lubisz zjeść dobre, wietnamskie żarcie to na 100% musisz znać tę potrawę i knajpę, w której jest ona podawana. Dla tych spoza Warszawy – chodzi tutaj o bar wietnamski Co Tu (czyt. kotu) zlokalizowany w pawilonach przy Nowym Świecie. Danie, o którym mowa jest jej specjalnością. Na moim blogu postaram się ją odtworzyć, ale oczywiście nic nie przebije oryginału.
Co potrzebujemy?
Dowolny kawałek wołowiny (miękki, 400g)
Ananas z puszki (5-6 plasterków)
Chili (papryczka i płatki)
Cebula
Pomidor
Świeża kolendra
Sos sojowy
Sos rybny
Czosnek w proszku
Papryka słodka
Wołowinę kroimy w cienkie plasterki (tak jak na poniższej fotografii).

Marynujemy ją w soku z ananasa (1-2 szklanki), sosie rybnym i sojowym (po 2 łyżki), posiekanej świeżej kolendrze, czosnku granulowanym, słodkiej papryce i płatkach chili. Odstawiamy do lodówki na całą noc.
Odcedzonego ananasa kroimy w kostki (plaster dzielimy na 8 części), a pomidora w łódeczki.
Papryczkę chili drobno siekamy, cebulę kroimy w duże piórka i wrzucamy do rozgrzanego woka. Smażymy, aż cebula się zeszkli. Kiedy będzie gotowa dorzucamy wołowinę (1,5 - 2 garści na jedną porcję) i cały czas mieszamy, aby równomiernie się
usmażyła i nie przypaliła. Kiedy uznamy, że mięso jest już gotowe dodajemy ananasa i pomidory. Teraz mieszamy powoli, aby pomidor się nie rozwalił. Na końcu możemy dolać trochę marynaty lub doprawić sosem sojowym czy rybnym.
Danie podajemy z ryżem, najlepiej jaśminowym.
Uwielbiam to. Kiedy studiowałem na Uniwerku często zajadałem się tą potrawą. Teraz mogę to robić także w domu, ale jak już wspomniałem – nic nie pobije oryginału. Całe Co Tu serdecznie pozdrawiam, także tych, którzy znają, lubią i bywają w tym miejscu. A tym, którzy jakimś cudem go nie znają – serdecznie polecam. Tak samo jak mój przepis!
Comments